TEST - Abarth 595 Turismo 1.4 T-Jet 160 KM: wścieklizna na kołach - ZDJĘCIA

2014-04-14 5:30

Kiedy pierwszy raz ujrzałem 595 Turismo na żywo, do głowy mi nie przyszło że ten maluch może mi czymś zaimponować. Ot taka mocniejsza i bardziej elegancka wersja Abartha 500, bazującego na najmniejszym Fiacie. Jak się okazało popełniłem olbrzymi błąd. Jestem przykładem na to, że nie można lekceważyć żadnego auta, a ukłucie skorpiona obecnego w logo włoskiej marki czuję do dziś.

Przebudzenie skorpiona

Firma Abarth została założona w 1949 roku przez Carlo Abartha. Skorpion w logo marki pochodzi od znaku zodiaku założyciela, a samo przedsiębiorstwo niemal od samego początku zajmowało się przede wszystkim modernizowaniem aut. Włoski konstruktor skupiał się przede wszystkim na osiągach i prowadzeniu, dzięki czemu niewielkie modele jak np. 595 potrafiły wygrywać z mocniejszymi przeciwnikami. Do turyńskiego warsztatu najczęściej trafiały pojazdy Fiata, aczkolwiek kuracji wzmacniającej poddawane były także m.in. Alfy Romeo i Lancie. Co więcej, Carlo tworzył również własne samochody, przeważnie posiadające niewielkie silniki o sporej mocy i niską masę - takie rozwiązanie gwarantowało sportowe doznania. Największe sukcesy przedsiębiorstwa przypadły na lata 60-te i 70-te ubiegłego wieku, kiedy to produkty opuszczające fabrykę odnosiły sukcesy na torach wyścigowych i rajdowych trasach na całym świecie. W roku 1971 marka Abarth przeszła we władanie koncernu Fiat, jednak z upływem czasu popadała ona w zapomnienie.

Wszystko zmieniło się w roku 2007, kiedy to włoski koncern postanowił przywrócić do życia dzieło Abartha. Na rynek trafiło sportowe Punto, a niewiele później fani motoryzacji mogli się cieszyć bardzo mocną "pięćsetką" ze skorpionem na masce. I to właśnie przy 500 warto zatrzymać się na dłużej, gdyż aktualnie to on jest filarem odświeżonego przedsiębiorstwa z Turynu. Model ten doczekał się limitowanych edycji z bardzo mocnymi silnikami, odmiany ze składanym dachem, pakietu Essesse, który przeobraża malucha w zabawkę na tor, a nawet własnej serii wyścigowej o nazwie Trofeo Abarth. Również 595 Turismo jest jedną z wersji "niegrzecznego" mieszczucha i to właśnie o tym wariancie chciałbym Wam dzisiaj opowiedzieć.

Podrasowana elegancja

Abarth 595 Turismo bazuje na Fiacie 500 - to widać już na pierwszy rzut oka i nawet nie ma sensu się z tym spierać. Ta sama sylwetka, te same reflektory i tylne lampy, ten sam krótki rozstaw osi. Ewidentnie w pochodzeniu sportowego wozidełka można znaleźć typowy miejski pojazd dla modnej kobiety. Co jednak sprawia, że nawet laicy motoryzacyjni wiedzą, iż 595 nie jest spokojnym autem. Odpowiedź jest prosta - ukryte możliwości.

Patrząc na przód łatwo dojść do wniosku, że to zwyczajny Fiat 500, któremu jakiś domorosły tuner postanowił przemodelować "buzię". Postronnym obserwatorom dużo do myślenia powinna dać olbrzymia, nieco wystająca "paszcza" w zderzaku, której wypełnienie otrzymało strukturę plastra miodu. Jej zadaniem jest zapewnienie dopływu zimnego powietrza do intercoolera, a dzięki dużej liczbie otworów nie ma ona z tym najmniejszego problemu. Jeżeli ktoś postanowi podejść bliżej, to zapewne zostanie zaskoczony przez skorpiona widniejącego w logo Abartha. Co ciekawe, to właśnie ten szczegół najczęściej przyciągał wzrok ciekawskich, kiedy parkowałem samochód. Wszak jedno z najgroźniejszych zwierząt na świecie niezbyt pasuje do pojazdu dla matki z dzieckiem. Jest jeszcze jeden szczegół, który dostrzegą tylko nieliczni - przedni spliter. To element mający w tym modelu bardzo duże znaczenie o czym powiem później. Reflektory, chromowane "wąsy" i maska są identyczne jak te z Fiata.

Profil Abartha 595 Turismo na tle Fiata 500 wyróżnia się przede wszystkim innymi progami i ciekawymi, 17-calowymi felgami. Uwagę zwraca również logo Abartha z numerem 595, a osoby obdarzone dobrym wzrokiem zauważą również poszerzone błotniki. To w sumie jedyne różnice pomiędzy hardcorowym skorpionem, a miejskim autkiem. Ładnym dodatkiem jest opcjonalne malowanie w dwóch kolorach, które kosztuje 3000 zł. Dzięki niemu na pewno wyróżnimy się z tłumu innych samochodów.

Z tyłu 595 Turismo także nie mogło zbraknąć logo Abartha, dumnie ulokowanego na środku pokrywy bagażnika. Sama klapa, tylne lampy i chromowany uchwyt nad tablicą rejestracyjną są identyczne jak w Fiacie. Nieco inaczej wygląda za to zderzak, który otrzymał boczne wyloty powietrza z okolic tylnej osi, dyfuzor oraz dwie końcówki układu wydechowego. To właśnie te elementy powinny uświadomić innym kierowcom, że autko wcale nie jest takie grzeczne na jakie mogłoby się wydawać.

Typowo włoskie wnętrze

Wystrój kabiny pasażerskiej Abartha 595 Turismo również jest znany z Fiata 500. Deskę rozdzielczą utrzymano w stylu retro, a jej element przewodni to lakierowana pod kolor nadwozia listwa. Na szczęście nie jest ona przeładowana przyciskami, dzięki czemu nie ma problemu z szybkim przyswojeniem sobie, gdzie leży poszukiwany przez nas przycisk, w tym także najważniejszy o oznaczeniu "Sport". Niestety materiały użyte do wykończenia wnętrza są przeciętnej jakości - w plastikach drażnić może mało przyjemna w dotyku twardość - zwłaszcza na boczkach drzwi. Przeszkadzać może duża zabudowa okolicy dźwigni zmiany biegów, przez co kolano kierowcy są narażone na ciągły ucisk. Również podświetlenie zegarów oraz radioodtwarzacza sprawia wrażenie niedzisiejszego - pomarańczowy kolor wygląda przestarzale...

Na szczęście styliści pokusili się o dodanie kilku sportowych detali, które poprawiają humor. Mowa m.in. o: kierownicy obszytą skórą, na której dumnie widnieje logo ze skorpionem, aluminiowych nakładkach na pedały, innej gałce zmiany biegów, wskaźniku turbodoładowania z sygnalizacją Shift Up (podczas sportowej jazdy podpowiada kiedy zmienić bieg na wyższy) oraz dobrze trzymających na boki fotelach, utrzymanych w lotniczym stylu. Daleko tu wprawdzie do czysto wyścigowych warunków, jednak atmosfera panująca w przestrzeni pasażerskiej zachęca do mocniejszego wciśnięcia pedału gazu. Opcjonalnie można sobie zamówić naprawdę sztywne kubełki marki Sabelt za cenę 8500 zł. Nie będzie to natomiast dobry pomysł, gdy chce się jeździć pojazdem na co dzień i zapuszczać w dłuższe trasy.

Fotele zamontowane seryjnie okazują się być wygodne i zapewniają dobre trzymanie na łukach, jednak pozycja za kierownicą pozostawia wiele do życzenia. Siedzi się za wysoko (dla mnie, wysokiego faceta, było to szczególnie uciążliwe), a kolumna kierownicza jest regulowana tylko w pionie. Widok przez przednią szybę ogranicza lusterko wsteczne, umieszczone w takim miejscu, że zasłania połowę przeszklonej powierzchni. Na szczęście, dwie osoby zmieszczą się bez problemu, a przy pewnych kompromisach na tylnej kanapie zasiądzie kolejna dwójka. Wygodnie będzie podróżować jednak tylko para dorosłych z dwojgiem dzieci. Bagażnik to skromny otwór o 185 litrach pojemności, co tak naprawdę wystarczy jedynie na niewielkie zakupy.

Pełna garść emocji

W końcu przyszła pora na najlepszy aspekt Abartha - silnik. Pod maską małego wariata umieszczono turbodoładowaną jednostkę benzynową o pojemności 1.4-litra, rozwijającą 160 KM i 230 Nm. Taka moc w połączeniu z masą pojazdu na poziomie 1110 kg pozwala na osiągniecie pierwszej "setki" już po 7,4 s. Prędkość maksymalna to 211 km/h. Jednak nie suche dane są tutaj najważniejsze - najbardziej hipnotyzującą rzeczą w tym motorze jest to, jak on pracuje w trybie "Sport". Poniżej 2500 obr./min. dzieje się niewiele - samochód przemieszcza się sprawnie, ale bez emocji oczekiwanych po takim stosunku mocy do masy. Czuć jednak, że kierowca jest zachęcany do mocnego wciśnięcia gazu i muszę przyznać, że jest to bardzo przyjemne doznanie. Kiedy uległałem namowie dodawania gazu, "serducho" pokazywało na co je stać.

Gwałtowne wejście turbosprężarki z pełnym impetem sprawiało, że doświadczałem uczucia małej kompresji czasu. Ten mały świr "zbiera się" jak szalony! Wskazówka obrotomierza wspinając się pod czerwone pole gwarantowała coraz mocniejsze wciskanie w fotel, przerywane jedynie momentem na zmianę biegu. Najbardziej imponował mi fakt, że tak małe autko tak chętnie przyspiesza do prędkości rzędu 180-200 km/h - jakby nie istniały żadne ograniczenia! Dla samego uczucia wgłębiania się w "kubełek" wciska się gaz do oporu. Niektórzy będą marudzić, że wszystko to jest zagwarantowane przez turbo, jednak zjawisko to tak uzależnia, że dla mnie nie ma to większego znaczenia. Całość została okraszona przyjemnym dźwiękiem wydechu, który na wolnych obrotach gulgocze podobnie jak V8, a podczas szybkiej jazdy sapie i prycha jak wkurzone zwierze.

Istnieje również możliwość wyłączenia przycisku "Sport" jednak zrobienie tego skutkuje ucieczką testosteronu z całego auta. Pedał gazu chodzi z dużym oporem, układ wspomagania pracuje lżej, a sam silnik ma mniej "pary". Zjawisko to jest bardzo sztuczne i powoduje odrętwienie zarówno samochodu jak i kierowcy. Na tym ustawieniu czułem, że męczę zarówno ja, jak i testowany Abarth. Dlatego zawsze miałem włączony tryb sportowy, którego nie trzeba aktywować za każdym razem uruchomienia pojazdu, a to bardzo dobre rozwiązanie. Podczas spokojnej jazdy 595 zadowolił się 8 litrami benzyny na 100 km w mieście i 5,7 l/100 km w warunkach wolnych od zabudowań (stała prędkość 90 km/h). Za to przy wciskaniu gazu wartości te mocno rosły.

Prowadzenie godne logo

Podwozie Abartha 595 Turismo jednoznacznie zostało nastawione na sport. Kolumny McPhersona z przodu i belka skrętna z tyłu to prosty układ, jednak inżynierowie dorzucili twarde sprężyny i amortyzatory. Efekt jest taki, że zakręty przejeżdża się bajecznie prosto, a auto zachowuje się jak gokart. Ma to swoją cenę - wszelkie nierówności są dobitnie przekazywane kierowcy. Trudno tu mówić o komforcie, bo takowy jest minimalny. Zawieszenie hałasuje na polskich drogach, a wszelkie studzienki kanalizacyjne są potencjalnymi pułapkami. Układ kierowniczy daje czytelne informacje dotyczące przedniej osi i pracuje z przyjemnym oporem. Na plus należy także zapisać jego precyzję - nawet przy wysokich prędkościach nie uświadczyłem efektu "myszkowania". Dodatkowym wsparciem dla kierowcy jest niewyłączalny (niestety) układ ESP, który późno wkracza do akcji oraz system TTC, imitujący działanie tzw. szpery. To wszystko sprawia, że szybka jazda po zakrętach jest chlebem powszednim dla małego wariata. Co ciekawe, pomimo krótkiego rozstawu osi samochód prowadzi się bardzo pewnie i nie zaskakuje nagłymi wybrykami - to po części zasługa przedniego splitera i tylnego spojlera, które dociskają pojazd do nawierzchni.

Zaletą testowanego modelu jest także skrzynia biegów i układ hamulcowy. Przekładnia ma tylko pięć przełożeń, które zostały krótko zestopniowane, przez co podczas autostradowej jazdy w kabinie pasażerskiej jest głośno (trzeba się przyzwyczaić). Działa ona precyzyjnie, a skoki lewarka są krótkie - to pomaga w trakcie energicznego przyspieszania, o które nie trudno w przypadku Abartha. Kiedy jednak przesadzimy z prędkością, o jej wytracenie zadbają hamulce złożone z czterech nawiercanych tarcz. Ich skuteczność jest bardzo dobra, jednak zimowe opony założone na koła testowanego egzemplarza nieco marnotrawiły ich potencjał.

Podsumowanie

Abarth 595 Turismo to mały wariat chorujący na wściekliznę, który został ubrany w eleganckie szaty. Pod powłoką miejskiego auta okraszoną ciekawymi detalami, ukryto temperament dzikiego zwierzęcia. Turbodoładowany silnik jest gwiazdą tego modelu i dla samych doświadczeń związanych z jego pracą warto się przejechać 595 chociaż raz w życiu. Za mocną jednostką napędową skutecznie nadąża zawieszenie, układ kierowniczy i hamulcowy oraz skrzynia biegów. Ewidentnie czuć, że spece odpowiedzialni za nadanie autu sportowego charakteru odrobili swoją lekcję na wysoką ocenę. Trudno znaleźć na rynku tak mały i szalony pojazd, przez co 595 Turismo nie ma bezpośredniej konkurencji w segmencie A. Rywale pozycjonują się dopiero w gronie większych hot-hatchy klasy B.

Nieco gorzej prezentuje się sytuacja we wnętrzu. Przeciętnej jakości tworzywa nie wzbudziły mojego entuzjazmu, podobnie jak za wysoka pozycja za kierownicą, nie pasująca do sportowej bryki. Te niedogodności są nadrabiane przez wymuskany włoski styl retro i sportowe dodatki. Wskaźnik ciśnienia turbodoładowania to w obecnych czasach rzadki dodatek, który bezpośrednio nawiązuje do wyczynowej historii marki. Na szczęście, wnętrze oferuje stosunkowo dużą ilość przestrzeni, dzięki czemu na pokładzie zmieszczą się cztery osoby, ale te usadzone z tyłu mogą być już niezadowolone. O bagażach to już w ogóle trzeba zapomnieć, bo kufer nadaje się najwyżej na jedną walizkę. Zresztą dalekie podróże nie mają być mocnym punktem Abartha - sztywne zawieszenie i mały zbiornik paliwa to przeszkody skutecznie odbierające chęć wypadu w odległe wojaże. Dopiskiem Turismo i wygodnymi fotelami lepiej się więc nie sugerować.

Największym minusem eleganckiego Abartha jest jego cena. Pojazd jest wprawdzie bardzo dobrze wyposażony w podstawie, bo zawiera pełną elektrykę, klimatyzację, pełny pakiet systemów bezpieczeństwa, czy moc sportowych akcentów i doznań zza steru, ale kwota zakupu rozpoczynająca się od 88 500 zł to trochę za dużo. Ten pułap cenowy pozwala już klientom na przebieranie w ofertach hot-hatchy wyższej klasy B, zapewniających więcej miejsca w kokpitach i często z wyższą moc silników. W przypadku Abartha 595 Turismo sprawdzi się więc wyświechtane powiedzonko o włoskich autach - kupuje się je sercem, a nie głową.

Dane techniczne

SILNIK R4 Turbo
Paliwo Benzyna
Pojemność 1368 cm3
Moc maksymalna 160 KM/ przy 5750 obr./min
Maks mom. obrotowy 230 Nm/3000 obr./min
Prędkość maksymalna
211 km/h
Przyspieszenie 0-100km/h 7,4 sekundy
Skrzynia biegów ręczna/ 5 biegów
Napęd przedni
Zbiornik paliwa 35 l
Długość 3657 mm
Szerokość 1627 mm
Wysokość 1488 mm
Rozstaw osi
2300 mm
Masa własna
1110 kg
Pojemność bagażnika
185 l
Hamulce przód/ tył tarczowe nawiercane/ tarczowe nawiercane
Zawieszenie przód
kolumny McPhersona
Zawieszenie tył
belka skrętna
Opony przód i tył
205/40 R17

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają

Materiał Partnerski

Materiał sponsorowany

Materiał Partnerski

Materiał sponsorowany